Dzisiaj staje przed nami Prorok Adwentu – św. Jan Chrzciciel. Jak wiadomo był on dzieckiem św. Elżbiety i Zachariasza urodzonym cudownie w ich podeszłym wieku. Można więc powiedzieć, że był dzieckiem cudu lub dzieckiem wytrwałej modlitwy. Narodzenie dziecka jest bezpośrednio związane z małżeńską komnatą jego rodziców, ale w przypadku Jana Chrzciciela zapowiedź jego narodzenia wybrzmiewa w Świątyni, która jest oblubieńczą komnatą Boga i Jego Oblubienicy czyli Wspólnoty Ludu Wybranego. Jan staje się dzieckiem obietnicy, dzieckiem ludu wybranego. Bezdzietna królowa angielska Elżbieta I w swojej późnej starości niejako „adoptowała” sobie młodego pazia, żeby był dla niej pociechą na starość. Św. Jan stał się nie tylko pociechą swoich starszych rodziców, ale pociechą Starego Testamentu, który postarzał się w oczekiwaniu. Dzisiejsza ludzkość przynajmniej w naszej części świata, nosi oznaki starości i bezpłodności. Nie umie się już niczym cieszyć, zdaje się, że wszystko, a zwłaszcza lata świetności ma już za sobą, jest wiecznie schorowana, zapomina się, zwłaszcza zapomina o chrześcijańskiej młodości i nic dobrego nie może urodzić. Dlatego Bóg, zanim przyjdzie na ziemię sam po raz kolejny, daje starej ludzkości na pocieszenie dzieciątko – św. Jana Chrzciciela. Staje się on dzieckiem starej ludzkości, podarowanym po to, żeby jeszcze ją trochę na starość ożywić i wywołać uśmiech na jej twarzy i łzy wzruszenia, żeby serce naszej zestarzałem cywilizacji europejskiej znów zabiło trochę żywiej i weselej.
Św. Jan wychowywał się na pustyni. Jak wiemy, jeśli ktoś dla przykładu nie widzi, to bardzo wyostrza mu się słuch i dotyk, itd. Św. Jan na pustyni pozbawiony był wszelkich bodźców zmysłowych, a więc wyostrzył mu się duchowy wzrok czyli – można tak powiedzieć – „zmysł wiary”. Jan poświęcił całe swoje trzydziestoletnie życie na wyostrzenie zmysłu wiary i wszedł w taki kontakt z Bogiem, że stał się wzorem dla każdej i każdego z nas jak rozumieć się z Bogiem bez słów. Wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy takie same predyspozycje, ale niestety nasz zmysł wiary w życiu się przytępia, bo za dużo widzą nasze oczy, za dużo mówi nasz język, za wiele słyszą nasze uszy. Można o niego dbać, podobnie jak robił to św. Jan, a robił to przez swoje bezkompromisowe wypowiedzi. Nie bał się nazwać „plemieniem żmijowym” ludzi, którzy mieli takie wpływy u władz Rzymu, że bał się ich nawet władca Judei Herod i prokurator Piłat. Bali się, bo mieli wiele do stracenia. A co mógł stracić św. Jan? Płaszcz z wielbłąda? Św. Jan nie zmarnował żadnej okazji, żeby głosić swoją naukę, która miała być wstępem do Ewangelii. Cały czas z nauk św. Jana wybrzmiewa stwierdzenie, że czas jest krótki. Jest ono aktualne także w naszych czasach. Nie znaczy to jednak, że niewiele życia nam zostało albo, że zaraz nastąpi koniec świata, ale to że jakikolwiek czas, nawet najdłuższy, zawsze szybko przeminie – wystarczy spytać tych, co żyją już kilkadziesiąt lat na tym świecie. „Czas jest krótki” znaczy tyle, co czas jest szybki, szybko przychodzi i szybko mija. Z jednej strony może to być pociecha, kiedy przychodzą na nas jakieś ciężkie lub trudne czasy. Czytamy to w wierszu: „Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem, jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne”. Z drugiej strony nie ma co się oglądać i ociągać z nawróceniem. Adwent miej szybko, niedługo jego półmetek, więc zadbajmy o to, żeby wyostrzył się nasz zmysł wiary. W tym celu muszą się trochę inne zmysły przytępić.
Św. Jan poznał Chrystusa w tłumie ludzi, a przecież nie widział Go od dzieciństwa. My być może nie widzimy Chrystusa od chrztu, komunii czy bierzmowania lub pogrzebu w rodzinie. Czas Go zobaczyć.
Ks. dr Bartłomiej Krzos.
Poniedziałek, środa, piątek w godz. 18.30 - 19.00.
W sprawach pilnych - tel. 699 870 634
Parafia Najświętszego Serca Jeusowego
27-400 Ostrowiec Świętokrzyski
ul. Poniatowskiego 4
tel. 699 870 634
nsjostrowiec@gmail.com
Konto parafialne
75 1240 1385 1111 0010 7496 5998