Kochani
W listopadzie nasze myśli zazwyczaj kierują się na sprawy ostateczne i o tym też opowiada Słowo Boże. Pan Jezus w Ewangelii zdaje się zapowiadać koniec świata i zapowiedź ta może rzeczywiście człowieka przerazić. Często podobne teksty są wykorzystywane przez sekty, bo najlepiej rządzi się i manipuluje się ludźmi, którzy się boją. Pamiętam jak kończył się słynny COVID, ludzie zaczęli normalnie żyć i zdjęli znienawidzone maseczki, ale niektórzy jeszcze chorowali, tak jak i dzisiaj chorują. Wtedy jedna oburzona pani narzekała na to, że ludzie nie boją się już pandemii. I mówiła mi: „najgorsze jest to, że przestaliśmy się bać”. Taki lęk nie powinien być postawą wierzącego, a z drugiej strony wzbudzanie lęku nie powinno być postawą Kościoła. Lęk czy bojaźń w Piśmie Świętym są często synonimem czci i kultu. Kiedy się mówi w Biblii o ludziach „bojących się Boga”, to znaczy, że byli to ludzie, którzy czcili Boga. Po bojaźni rozpoznajemy Kogo lub co człowiek czci. Skąpiec z komedii Moliera bał się panicznie o swoje pieniądze: zakopywał je, ukrywał, zamykał i zastawiał pułapki. Widać więc, że to pieniądz był jego „bogiem”, bo „bać się” to znaczy „czcić”. Pani od pandemii „bała się” o utratę doczesnego zdrowia i życia, czyżby więc doczesne życie było jej „bogiem”? Zapowiedzi końca świata przerażają ludzi, bo się boją utracić to, w czym żyją. Tymczasem o co człowiek najbardziej się boi to tak naprawdę najbardziej czci. Wierzący człowiek nie powinien bać się niczego poza jednym: żeby nie utracić swojej relacji z Bogiem, ogólnie: żeby nie utracić swojego Boga. Wtedy wie, że Bóg jest naprawdę na pierwszym miejscu. Zamiast lęku należałoby mocniej wyakcentować bojaźń. Bojaźń Boża jest przecież jednym z darów Ducha Świętego. Bojaźń o doczesne życie, o utratę przyjemności czy pieniędzy wskazuje, że coś innego chyba zajęło najważniejsze miejsce w naszym sercu…
Ewangelia, nawet ta mówiąca o końcu świata, jest dobrą nowiną. Jak więc trzeba ją rozumieć? Pan Jezus zapowiadał przede wszystkim wojnę, oblężenie i zburzenie Jerozolimy (nastąpiło ono rzeczywiście w 70 r. po Chrystusie) oraz prześladowania, które wtedy miały wybuchnąć. Wielu słuchaczy Pana Jezusa wzięło to omyłkowo za przepowiednię końca świata. Kiedy więc te wydarzenia zaczęły się dziać i rzymskie wojska podeszły pod Jerozolimę, wielu wpadało w panikę, bo „to już koniec”. Tymczasem Proroctwa zawsze działają jak znaki: symbolizują inną rzeczywistość, często duchową. Na przykład cała Historia Starego Testamentu symbolizowała życie Chrystusa: najpierw naród wybrany był w Egipcie, potem odnosił sukcesy, na koniec przeszedł swoją kalwarię i to wszystko stało się z Panam Jezusem. Podobnie dzieje Pana Jezusa zapowiadają dzieje Kościoła i mają przyjść lata sukcesu a po nich kalwaria i zmartwychwstanie. Nie samą kalwarią, ale jej znakiem było oblężenie Jerozolimy. Znaków nie można się bać – trzeba je tylko odpowiednio odczytać. Żyjemy więc w czasach próby, kiedy okazuje się wreszcie kogo lub czego się boimy i możemy wyciągnąć z tego wnioski na dzień końca.
Ks. dr Bartłomiej Krzos.
Poniedziałek, środa, piątek w godz. 18.30 - 19.00.
W sprawach pilnych - tel. 699 870 634
Parafia Najświętszego Serca Jeusowego
27-400 Ostrowiec Świętokrzyski
ul. Poniatowskiego 4
tel. 699 870 634
nsjostrowiec@gmail.com
Konto parafialne
75 1240 1385 1111 0010 7496 5998