Aktualności - Słowo na niedzielę 10.08.2024

2024-08-10

Słowo na niedzielę 10.08.2024

Kochani

W I czytaniu spotykamy proroka Eliasza, proroka, który był jednym z najpotężniejszych Bożych wysłanników, jak mówi Słowo Boże: potężnym w czynie i słowie. Tymczasem dzisiaj spotykamy go w momencie największej słabości. A co się stało prorokowi? Otóż na jego życie czyhała zła królowa Jezabel. Ale były to czasy patriarchalne, królowa naprawdę nie mogła nic poza strojeniem się w klejnoty i koronę, była niebezpieczna tylko w słowie i tych pustych słów przestraszył się Eliasz, podobnie jak wieki potem św. Piotr na dziedzińcu arcykapłana w noc męki Chrystusa zaparł się swojego Mistrza, bo przestraszył się oskarżenia służącej, choć słowa kobiety służącej nie miały wtedy żadnego znaczenia jako oskarżenie czy świadectwo. Ani św. Piotra, ani Eliasza nie dotknęło przytłaczające niebezpieczeństwo. Dotknęła ich wewnętrzna słabość, dlatego załamali się choć nie było pod czym. Kiedy człowiek jest wewnętrznie słaby, może przewrócić go cokolwiek; może paść przed problemem, który zwykle odrzuciłby jednym palcem. Dlatego to czytanie uczy nas zrozumienia dla ludzi w momencie ich słabości, a słabość wewnętrzna może nas dopaść w każdej chwili.

Co więcej, jeśli Eliasz czy Piotr jej ulegli, to znaczy, że słabość może dotknąć każdego: nie tylko ludzi małych i przeciętnych, ale nawet tych największych. Prorok Eliasz stracił nadzieję, prosił wręcz Boga o śmierć, zapewne też został sam, bo przecież uczniowie mogli odejść kiedy zobaczyli, że Prorok upadł. Wraz z nim wszyscy zwątpili. Ale Pan Bóg nie zwątpił. Posłał anioła z chlebem z nieba, a kiedy prorok spożył ten chleb nabrał siły i dokonał potem jeszcze większych dzieł mocą Bożą.

Taka słabość kochani może dopaść każdą i każdego z nas, obojętnie jaką rolę pełnimy i obojętnie jakie życie jest za nami i przed nami. Nie powinny nas gorszyć słabości bliźnich, ale trzeba wtedy odegrać rolę anioła, który podsunie rozwiązanie – wstań posil się, bo jeszcze droga przed tobą.

Ewangelia dzisiejsza jest kontynuacją tej z poprzedniej niedzieli, w której Pan Jezus mówił o chlebie z nieba, a mówił, że tym chlebem jest Jego Ciało. Żydzi jednak szemrali na to po kryjomu, bo ta prawda wiary nie mieściła im się w głowie. Szemranie jest bardzo niebezpieczne, dlatego, że człowiek próbuje po swojemu, albo w swoim gronie odpowiedzieć sobie na pytania, których nie rozumie. Nie znajdzie odpowiedzi, nie znajdzie rozwiązania, do Pana Jezusa się nie zwróci, a niezrozumienie i oddalenie się pogłębia. W chwili trudnej, niejasnej, niezrozumiałej, w chwili kryzysu najgorsze co można zrobić to zamknąć się w sobie lub w podobnym towarzystwie i szemrać, a nie przyjść do Chrystusa po wyjaśnienia.

Pan Jezus mówi o chlebie, który daje życie i porównuje mannę, którą jedli Izraelici do Eucharystii. Manna tez była chlebem z nieba, też była jakąś formą religijności, a ci, którzy ją jedli patrzyli w górę ku Bogu. Ale ona nie dała wiecznego życia – dała życie doczesne, na jakiś czas, a potem wszyscy pomarli. Pan Jezus zestawia tu dwa rodzaje chleba niebiańskiego, dwa rodzaje religii. Ale nie jest obojętne, który się wybierze. Tylko jeden daje życie, a poucza o tym sam Bóg.

Nasze myślenie tkwi dzisiaj często na poziomie tamtych Izraelitów, którzy cieszyli się darami Bożymi, nie byli ateistami, ale to im nie pomogło. Kochani zatrzymane myślenie jest niebezpieczne. Choćby człowiek był najmilszy, najżyczliwszy, najbardziej wierzący, najlepszy, to jeśli jego myślenie nie będzie się rozwijać, jeśli utkwi w miejscu, to za 10-20 lat ten sam człowiek będzie nieznośny, niemożliwy do zrozumienia, męczący i uciążliwy. Podobnie jest i z religią – ona musi być żywa, musi wzrastać. Jeśli zatrzyma się na poziomie I komunii, katechezy szkolnej, a może jeszcze babcinego nauczania o Bozi w domu, albo na poziomie własnych młodzieńczych refleksji, to możemy z wierzących ludzi zmienić się w szemrzących Faryzeuszów, którzy nie wiedzą, nawet kroku w stronę Pana Jezusa nie zrobią, zrozumieć nie próbują, pytać się wstydzą, ale wydaje im się, że wszystko wiedzą i szemrają. Tacy życia nie odziedziczą. Nie bądźmy takimi, bo nawet spożywanie manny z nieba naszego życia nie uratuje: „jedli mannę i pomarli”. Religijność utkwione w połowie drogi: zatrzymana na poziomie choinki w zimie, koszyczka na Wielkanoc a I komunii i procesji wiosną nie zachowa życia na wieczność. Religijność naturalna, niewymagająca, niezabroniona, łatwa, przyjemna, luźna, byle nikomu nie zaszkodzić, byle się nikomu nie sprzeciwić i nie narazić… Taka religijność nie zachowa życia człowieka na wieczność.

Pan Jezus mówi, że nikt nie może przyjść do Niego po życie wieczne, jeśli Go niepociąganie Ojciec. Religia, która ma dać życie powinna być wciągająca. Powinna skłaniać do słuchania, poszukiwania odpowiedzi, poznawania Boga coraz lepiej i głębiej, a ma On wiele do zaoferowania. Dajmy się pociągnąć, zainteresować, pójść nieznaną drogą, która pokazuje Bóg bardziej niż swoimi wydeptanymi ścieżkami, które błądzą w koło. Prorok napisał, że „oni będą uczniami Boga”. Wiara jest żywa i życiodajna, kiedy człowiek jeszcze umie się zadziwić, otworzyć oczy i uszy, kiedy jest jak uczeń w szkole, nie biegnie tam chętnie może, ale uważa i chłonie. Bóg ma nam jeszcze wiele do powiedzenia.

 

Ks. dr Bartłomiej Krzos.