Aktualności - Słowo na niedzielę 28.01.2024

2024-01-27

Słowo na niedzielę 28.01.2024

 

Kochani

Pan Jezus dzisiaj naucza w synagodze w Kafarnaum i wszyscy zauważają, że Jego słowa różnią się od nauczania faryzeuszy i uczonych w piśmie. Za słowami Pana Jezusa stoi wielka moc. Dzięki tej mocy „obudził się” duch nieczysty w jednym z uczestników spotkania w synagodze. Zaczął on nagle krzyczeć a Pan Jezus uwolnił tego biednego człowieka od działania złego ducha.

W naszej pop-kulturze temat opętania jest znany. Mówi się o tym jak o religijnej ciekawostce, czasem jest to jedyny temat, o jakim młodzież chce jeszcze słuchać na katechezie, opętanie też znalazło swoje miejsce w książkach, filmach i horrorach. Najczęściej opętanie przez złego ducha kojarzy się nam z jakimś dziwnym i agresywnym zachowaniem opętanego: krzyki, niezwykła siła, rzucanie się na ludzi a przede wszystkim paniczna reakcja na wodę święconą, osobę kapłana-egzorcysty, symbole religijne czy świętej miejsca. Zdarza się, że człowiek opętany wprost dusi się nawet w pustym kościele albo traci tam przytomność. To wszystko co opisałem stanowi spektakularne przykłady działania złego ducha. W dzisiejszej Ewangelii jest jednak inaczej. Ten zły duch działał w ukryciu a ukryty był głęboko – przecież człowiek opętany był w synagodze – miejscu, gdzie czyta się i głosi Słowo Boże, pewnie przychodził tam co szabat i nikt nie wiedział, że w nim działa zły duch. Egzorcyści uczą, że nie to działanie złego ducha jest najgorsze i najgroźniejsze, które objawia się w postaci krzyków i piany z ust, ale takie, którego nikt nie widzi. Mówią, że dusza pogrążona w grzechu ciężkim jest w gorszym stanie niż wijący się w konwulsjach człowiek opętany. Najgorsze są więc szkody, które zło wyrządza ukrycie w głębinach duszy. Tutaj potrzeba Słowa samego Boga, które z mocą jest w stanie przeniknąć jak ostry miecz do głębin duszy człowieka i obnażyć całą nędzę grzechu i grzesznikowi dać uwolnienie. Opowiadał kiedyś jeden z egzorcystów jak długo i nieskutecznie modlili się nad młodą dziewczyną. Dopiero po jakimś czasie wpadli na pomysł, żeby zdjąć jej liczne kolczyki z różnymi dziwnymi symbolami, które miała w uszach. Kiedy je zdjęto zły duch wyszedł. Zły zatkał uszy swojej ofiary i siedział w niej „bezpieczny”. Ale kiedy Boże Słowo z mocą dotarło do jej uszu – przegrał. Czy wyzwalające Słowo Boże dociera do głębin naszych dusz?

Z bólem serca przeczytałem ostatnio jak jeden ze znanych starych polskich aktorów powiedział że przygląda się ludziom dokoła i widzi, że „im większy szubrawiec tym większy katolik”. Chodzi mniej więcej o to, że ludzie, którzy są praktykujący, uważają się za wierzących i regularnie chodzą do spowiedzi, jednocześnie potrafią zdobywać się na największe szubrawstwa, kłamstwa i krzywdy wobec bliźnich, a potem ksiądz i tak ich z tego wszystkiego rozgrzesza, a oni żyją w przekonaniu o własnej świętości. Według aktora tacy „wierni” będą się smażyć w piekle na czele z takim księdzem. Moim zdaniem jest to opinia bardzo krzywdząca dla sakramentu pokuty i walki ze złem, które prowadzi się w Kościele. Spróbujmy to wyjaśnić.

Kiedy faryzeusze sądzili św. Szczepana i mieli skazać go na śmierć, święty męczennik wygłosił im wspaniałą naukę o Zbawieniu, które dokonało się przez Chrystusa. Oni jednak – jak pisze św. Łukasz – zatkali sobie uszy. Faryzeizm oznacza zatkane uszy – głuchotę na Boże Słowo. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że wśród praktykujących i przystępujących do spowiedzi można wyróżnić dwa rodzaje. Jedni są naprawdę zainteresowani walką ze złem w swoim życiu. Często wybierają nawet jednego kapłana, który zna sytuację ich duszy i może udzielać porad. Na czas spowiedzi wybierają zwykłe dni tygodnia lub pierwsze piątki, gdzie można poświęcić na sakrament dłuższą chwilę, zapytać o coś jeśli trzeba czy porozmawiać. Robią rachunek sumienia nie w oparciu o własne samopoczucie w stylu: „nie zabijam, nie kradnę, więc w sumie nie mam grzechów”, ale prześwietlają swoją duszę Słowem Bożym robiąc rachunek sumienia w oparciu o Przykazania, grzechy główne, uczynki miłosierdzia czy ewangeliczne błogosławieństwa. Ci wierni pozwalają, żeby Słowo Boże usłyszane w kazaniu czy w kapłańskim pouczeniu docierało do ich duszy. Są jednak i tacy, którzy nie są tym zainteresowani. Przychodzą w pośpiechu, minutę przede Mszą św., albo w czasie przedświątecznym „na szybko”. Interesuje ich tylko „odhaczenie” spowiedzi i zarejestrowanie „paciorka”, który trzeba odmówić. Nie są zainteresowani dialogiem ani nawet wysłuchaniem czegokolwiek, bo albo nie dosłyszą, albo się „wyłączają”. Skoro, jak mówi Ewangelia, można wnieść diabła w duszy do synagogi, to można go też nosić w duszy wiele lat i wnosić do kościoła, kiedy siedzi głęboko, a brak skupienia, powierzchowność, bylejakość i duchowa głuchota uniemożliwiają Słowu Boga dotarcie w głębinę duszy. Ze względu na faryzejską postawę niektórych „wiernych” nie włączajmy się w krzywdzący osąd tych, którzy naprawdę starają się prowadzić sakramentalne życie i zmieniać się na lepsze.

Przykładajmy właściwą wagę do Sakramentu pokuty. Nie osądzajmy sami siebie, bo zawsze wypadniemy „nieźle”, pozwólmy, żeby osądziło nas Słowo Boże, które dociera głęboko i przenika naszą duszę jak obosieczny miecz.

 

Ks. dr Bartłomiej Krzos.