Aktualności - Słowo na niedzielę 19.11.2023

2023-11-18

Słowo na niedzielę 19.11.2023

Kochani

W dzisiejszej Ewangelii słyszymy znaną wszystkim przypowieść o talentach. Stała się ona tak znana i popularna, że „talent” zamiast jednostki płatniczej dzisiaj znaczy zdolność daną do rozwoju. Pan Jezus opowiedział tę przypowieść pod koniec swojej działalności, kiedy zmierzał już do Jerozolimy, to znaczy kiedy zbliżały się już dni Jego odejścia z tego świata. Jest ona dla uczniów pouczeniem na życie w stanie, w którym nie mogą się cieszyć bliską fizyczną obecnością Chrystusa. W takim stanie żyjemy właśnie my i dlatego przypowieść o talentach jest szczególnie czytelna dla nas.

Zauważmy najpierw, że w Biblii sługa ma inną godność i znaczenie niż sługa w naszym potocznym rozumieniu. Biblijny sługa to nie popychadło, ale człowiek do zadań specjalnych, nadzorca lub zarządca. Pan obdarza swoje sługi zaufaniem, bo powierza im majątek bardzo duży (talent jest bardzo wartościowy), co czyni z nich ludzi bogatych i znaczących. Dodatkowo różna liczba talentów świadczy o tym, że Pan ich dobrze zna i nie wymaga niczego ponad siły i zdolności. Sam Pan na pierwszy rzut oka wydaje się człowiekiem groźnym i surowym, a może nawet zachłannym, który chce „zbierać tam, gdzie nie posiał”. Zauważmy jednak, że Ewangelia nigdy tak Pana nie opisuje. Tylko gnuśny i zły sługa widzi swojego Pana w ten sposób. W rzeczywistości Pan, który w przypowieści oczywiście reprezentuje Boga pozostaje dokładnie nieznany, bo przecież osądy ludzkie wcale nie decydują o prawdziwej osobie.

Rodzi się też pytanie o to, czy Pan w przypowieści dał sługom majątek na stałe, czy im go tylko powierzył z poleceniem? Otóż Ewangelia tego nie precyzuje: używa słowa „przekazał”, co może oznaczać jedno i drugie. Być może Pan sam tego dokładnie nie określił i to zapewne z tego powodu słudzy odebrali tę misję w różny sposób. Co prawda wszyscy zajęli się tym majątkiem, ale dwóch pierwszych potraktowało go jak swój własny i zaczęło troszczyć się o niego, obracać nim i inwestować. My żyjący we współczesnym świecie wiemy, że naiwne byłoby gromadzenie pieniędzy „w skarpetce”. Każdy rzeczowy człowiek próbuje jakoś dobrze wykorzystać to, co ma. Dwukrotne pomnożenie majątku w oczach człowieka współczesnego Panu Jezusowi było znakiem Bożego błogosławieństwa. Pan zostawia sługom majątek, ale z oddalenia im błogosławi. Sługa zły i gnuśny także pracuje nad pozostawionym sobie talentem. Jeśli talent był równowartością kilkunastu do dwudziestu kilku kilogramów szlachetnego kruszcu, to nawet jego zakopanie nie było łatwe. Tym bardziej, że trzeba było cały czas pilnować, by pieniędzy nikt nie odkrył. Widać więc, że w życiu człowieka nie mamy do czynienia z działaniem lub jego brakiem, ale gnuśność sprawia, że można wiele sił i czasu zmarnować na działanie złe i bezproduktywne.

Kiedy Pan wraca (być może niespodziewanie), pokazują się Jego zamiary. Pan nagradza dobre sługi pochwałą: „sługo dobry i wierny” ale i awansem społecznym, czymś w rodzaju tytułu szlacheckiego. Sługa odtąd ma być zabrany spośród sług i dzielić los z Panem niemalże na równi: „wejdź do radości swego Pana”. Co więcej, Pan nie zabiera ani grosza ze swojego majątku. Zostawia sługom i te talenty, które im powierzył i te, które zyskali. Panu nie chodziło o majątek, a więc okazuje się On niezwykle hojny. Chodziło raczej o coś w rodzaju próby dla sług, o chęć wywyższenia ich i nagrodzenia, a pozostawione talenty miały być tylko potwierdzeniem miłości Pana w stosunku do dobrych sług. Jeśli zaś chodzi o złego sługę to widać w jego postawie brak zaufania do Pana. Nie potraktował talentów jako daru, ale bardziej jako kłopot, który sprawia, że Pan będzie czegoś jeszcze chciał. Czy Pan spodziewał się wiele po gnuśnym słudze? Zapewne nie, ale dał mu talent jako szansę na nawrócenie. Dał i zawiódł się po raz ostatni. Zły sługa został osądzony według swoich własnych słów i według tego, za kogo uważał swojego Pana: „wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym”.

Aby odnieść tę przypowieść do naszych czasów trzeba zrozumieć talent nie tylko jako zdolność artystyczną, ale zdolność w ogóle. Każdy otrzymuje jeden podstawowy talent – zdolność do bycia wierzącym i religijnym. Ten talent wciąż jest rozwijany przez wielu z nas, ale także sprawia ludziom dzisiaj najwięcej kłopotu. Otrzymujemy go praktycznie wszyscy w dzieciństwie, bo przecież każdy z żyjących w naszym kręgu kulturowym spotka się z niedzielą, świętowaniem i religią znaną przynajmniej z nazwy. Niestety wielu z nas zatrzymuje się na takim podstawowym poziomie, w którym wiara sprowadza się do „Bozi”, choinki, I-szej Komunii i ewentualnie pogrzebu. Zamiast rozwijać ten talent robimy wiele, żeby go ukryć, bo dzisiaj jest już niemodny, nieatrakcyjny i niezrozumiały. Błędnie sądzimy, że będzie on kłopotliwy, że jak zaangażujemy się trochę bardziej, to pojawią się uciążliwe obowiązki, wyrzuty sumienia, przykre praktyki, dyskomfort, itp. Obawiamy się, że poważnie potraktowany Bóg zabierze nam niczym nieskrępowaną radość życia i będzie się czegoś domagał. Pojawiając się u Boga raz czy dwa w święta lub na pogrzebie bliskich zdajemy się mówić: „groźny, nieznany Boże, masz co Twoje, weź sobie i daj mi spokój”. Można tak funkcjonować przez całe nawet życie. Tylko ile szczęścia i satysfakcji ominie człowieka – wie jedynie Bóg i ten, który w Niego wierzy.

 

Ks. dr Bartłomiej Krzos.