Aktualności - sŁOWO NA NIEDZIELĘ 12.11.2023

2023-11-11

sŁOWO NA NIEDZIELĘ 12.11.2023

Kochani

W dzisiejszej Ewangelii słyszymy znaną wszystkim przypowieść o dziesięciu pannach. Wywodzi się ona z izraelskich obyczajów weselnych. Przyjęcia weselne odbywały się wówczas w dwóch domach. Zaczynało się u narzeczonego, który po pewnym czasie wraz z drużbami szedł do domu panny młodej, a tam miały oczekiwać na niego jej druhny. Zazwyczaj przejście to odbywało się w nocy, więc druhny wychodziły z lampami. Jak pamiętamy pięć z nich było roztropnych: one oprócz lamp miały w zapasie oliwę, i tyle te były gotowe na przyjście Oblubieńca. Oblubieniec czy też Narzeczony w tej przypowieści obrazuje Boga, który w pewnym momencie przyjdzie do każdego, a raczej po każdego i każdą z nas. Lampy obrazują tu nasze serca, a oliwa zazwyczaj w Biblii jest związana z łaską Ducha Świętego.

Już Noe wysłał w czasie potopu z Arki białą gołębicę (która też jest symbolem Ducha Świętego w Ewangeliach), a ona powróciła niosąc w dziobie gałązkę oliwną. Kiedy ta scena pełna nadziei powtórzyła się nad wodami Jordanu w czasie Chrztu Chrystusa, Duch Święty zstąpił na Niego w postaci Gołębicy i od tej pory Pan Jezus oficjalnie stał się Chrystusem, czyli Mesjaszem – Pomazańcem, a więc namaszczonym przez Ducha Świętego. Niech te symbole wystarczą nam do zrozumienia, że oliwą w lampie jest łaska Ducha Świętego, którą wypełnione powinno być serce człowieka.

Jeśli przyjrzymy się najpierw pannom nierozsądnym (w Ewangelii wprost nazwanym „głupimi”) to możemy zauważyć kilka szczegółów. Nie miały oliwy w lampach, a przecież wiadomo, że była ona potrzebna. Kiedy Oblubieniec się zbliżał, a było to w środku nocy, one poszły kupić oliwę. Nie wiem czy wtedy można było zapukać do kupca o północy, czy po prostu ten panny były tak „mądre”, że chodziły po nocy po pustym mieście od zamkniętego do zamkniętego sklepu.

Lampy wszystkich panien w końcu się wypaliły. Dzisiaj, w latach 20-tych XXI wieku pojęcie „wypalenia” jest bardzo powszechne i popularne. Najczęściej mówi się o „wypaleniu” zawodowym. Objawia się ono tym, że człowiek traci chęć do pracy, motywację do działania i nic nie sprawia mu już przyjemności ani satysfakcji. „Wypalenie” można odnieść nie tylko do dziedziny zawodowej. Może zaistnieć także w sprawach wiary i religii. W pewnych sytuacjach istotnie można się religijnie „wypalić”. „Wypalenie” nie jest obelgą czy znakiem winy zainteresowanego, za którą należałoby go karać. Ono może zdarzyć się chwilowo nawet najlepszym – w Ewangelii lampy mądrych panien też się dopalały. Mądre panny tym jednak różniły się od głupich, że potrafiły sobie właściwie poradzić z wypaleniem swoich lamp. Jeśli by odnieść tę przypowieść do naszej religii, to do wypalenia wiary może dojść bardzo szybko u tych, którzy zapalają swoje serca tylko od czasu do czasu, zwłaszcza przy wydarzeniach religijnych, które jeszcze chcą obchodzić. Ostatnio na spotkaniu kapłańskim słyszeliśmy o wynikach badań, które mówią kiedy współczesny człowiek sięga do sfery swojej wiary. Robi to właśnie kiedy zdarza się jakieś rodzinne wydarzenie religijne (komunia, pogrzeb, itp.), kiedy jest całkiem zdruzgotany życiowo i łapie się wiary jak tonący brzytwy, lub kiedy potrzebuje błogosławieństwa z okazji ważnych dla niego wydarzeń, a więc ściślej mówiąc, potrzebuje pomocy „z góry”. Człowiek, który poprzestaje tylko na takich rzadkich chwilowych „dawkach” wiary i religii jest jak niemądra panna z dzisiejszej Ewangelii: jego lampka po prostu kopci tylko od czasu do czasu rozbłyśnie nikłym płomykiem. Wielu ludzi – zwłaszcza młodych – chce się mimo wszystko cieszyć światłem swojej lampy, ale nie zatroszczą się bynajmniej o prawdziwą oliwę, tylko snują się po świecie między pustymi i zamkniętymi straganami (hobby, motywacją, terapią, emocjonalnym odreagowaniem, relaksem, fitnessem, itp.), gdzie i tak nic konkretnego nie dostaną.

Z drugiej strony mamy w Ewangelii panny roztropne, które regularnie dbają o oliwę do swoich lamp. Na obrazach często przedstawia się świętych wyznawców z gorejącym sercem. Bądź to na piersi bądź to w dłoni święci niosą serce, które u góry płonie płomieniem jak lampa oliwna. Pojawia się tu prośba od Boga o takie praktyki duchowe, które pomogą w nieustannym kontakcie i posilaniu się łaską Ducha Świętego. Najbardziej korzystną z nich i przynoszącą największe efekty jest modlitwa myślna.

Kiedy wspominamy od modlitwie, najczęściej nasuwa się nam czynność jej „odmawiania”. Wielu ludzi odmawia tylko krótkie modlitwy, można powiedzieć: symboliczny pacierz poranny lub wieczorny. Jest grupa ludzi, zwłaszcza starszych i chorych, którzy odmawiają ich więcej: modlą się na różańcu, koronce czy używając modlitewnika, często łącząc się przy tym z katolickimi rozgłośniami radiowymi lub transmisjami w telewizji. Mało jest jednak osób wierzących, które praktykowałyby modlitwę myślami. Najprościej można zacząć się jej uczyć od dobrego podejścia do modlitwy różańcowej – przecież to nie tylko „zdrowaśki”, ale myślenie o poszczególnych tajemnicach oraz prywatnego czytania Słowa Bożego w połączeniu z rozmyślaniem nad jego treścią w milczeniu. Warto wypróbować te praktyki, a serce szybko zapłonie Bożym ogniem.

 

Ks. dr Bartłomiej Krzos.