Aktualności - Słowo na niedzielę 26.03.2023

2023-03-25

Słowo na niedzielę 26.03.2023

Kochani

Dzisiaj słyszymy trzecią z tzw. „Ewangelii Chrzcielnych”. Pan Jezus staje w niej oko w oko z najgorszym i najbardziej odczuwalnym skutkiem grzechu pierworodnego, można powiedzieć staje oko w oko z najgorszym wrogiem ludzi – ze śmiercią.

Już w Starym Testamencie Prorok Ezechiel miał wizję i zapowiedź otwartych grobów, z których Bóg wyprowadza zmarłych i przywraca ich do życia. Stary Testament patrzył jednak na wszystko w sposób bardzo cielesny. Dla ludzi tamtych czasów umierający człowiek wchodził w głębiny ziemi, gdzie ponurej krainie przebywał cały, oczekując aż pewnego dnia Bóg przywróci mu życie i znów będzie mógł się cieszyć słońcem, winem i życiem. To jednak nie jest jeszcze prawdziwe zmartwychwstanie. Ta wiara jest tylko niewielką zapowiedzią tego, co stanie się z Chrystusem już niebawem. Dlaczego ludzie tak słabo rozumieli i chyba do dzisiaj tak źle rozumieją zmartwychwstanie? Papież Benedykt XVI napisał, że to śmierć jest dla nas murem nie do przebicia i dlatego nie jest możliwe, żeby po ludzku zajrzeć na jej drugą stronę. Chociaż nasza wiara wybiega poza śmierć, to jednak nasza wyobraźnia tkwi w naszym doczesnym życiu, bo innego nie zna i nie potrafi sobie wyobrazić. Istnieje jednak pewien podwójny znak, po którym możemy rozpoznać głęboką wiarę w to, co dzieje się po śmierci. Ten podwójny znak to nasza podświadoma chęć by być pochowanym w poświęconej ziemi albo pod znakiem krzyża – znakiem naszego Boga i najlepiej tam, gdzie leżą nasi przodkowie. Zatem leży w naszych dusza głębokie przekonanie o tym, że po śmierci chcemy być z Bogiem i bliskimi. Myślę, że czuli to także ludzie w czasach Pana Jezusa, a pewnie i wcześniej w Starym Testamencie. Księga ta zawiera wiele świadectw mówiących o tym, że świątobliwi ludzie Starego Przymierza nie bali się śmierci, bo wierzyli, że Pan Bóg przywróci ich do życia, że odda im życie na nowo. Wierzył w także Łazarz i jego siostry Marta i Maria. Pan Jezus pokazuje nam coś znacznie więcej. On nie tylko staje oko w oko ze śmiercią, ale okazuje się Panem Życia i śmierci. Nie mówi do Marty niczego w rodzaju: „Ja ci pomogę”, „Ja przywrócę twojemu bratu życie”, ale mówi: „Ja jestem Zmartwychwstaniem i Życiem”.

Trzykrotnie na kartach Ewangelii Pan Jezus pokazuje, że śmierć fizyczna nie stanowi dla Niego żadnej przeszkody i żadnego problemu. Tak jest przy wskrzeszeniu córki Jaira w Kafarnaum, młodzieńca z Nain i Łazarza, o czym słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. Dla Boga taka śmierć jest jak sen, z którego może wiernych obudzić. Tak wprost powiedział o Łazarzu: „Idę go obudzić”. Można powiedzieć, że były to „mniejsze” zwycięstwa nad śmiercią. Pan Jezus wyrwał ze szponów śmierci najpierw dziewczynkę, potem młodzieńca a w końcu przyjaciela, ale wyrwał ich tylko na jakiś czas – przecież później i tak za jakiś czas wszyscy umarli. Ewangelista zanotował, że przy takim cudzie Pan Jezus „zapłakał” albo „zawołał donośnym głosem”. Wolno przypuszczać, że przywrócenie życia Łazarzowi, czyli takie małe zwycięstwo nad jego śmiercią wywołało u Pana Jezusa jakiś ból czy też cierpienie, pokazując, jak trudnym przeciwnikiem jest śmierć.

Mniejsze” zwycięstwa nad śmiercią – a w przypadku Łazarza było to zwycięstwo nad śmiercią i rozkładem, czyli śmiercią w całym jej przerażającym „majestacie” – są w Ewangelii zapowiedzią ostatecznego zwycięstwa, jakie dokona się już niedługo w czasie męki i zmartwychwstania Chrystusa Pana. Ale to wielkie zwycięstwo nie a być okupione już tylko jednym jękiem lub kilkoma łzami. Ma być okupione krwawym potem, wyszydzeniem, biczowaniem, koroną z cierni, ciężarem krzyża i gwoźdźmi wbitymi w ręce i nogi. Zło i dobro działają w zupełnie sobie przeciwnych kierunkach. Stąd pokonanie zła siłą dobra wywołało taki opór i walkę oraz było tak kosztowne. Zwycięstwo nad śmiercią nie tylko Jezus opłacił cierpieniem. Ponieważ my wszyscy jesteśmy powołani do zmartwychwstania, więc cały Kościół – Wspólnota Wiernych – Ciało mistyczne Chrystusa – przeżywa swoje cierpienia. Męka naszego Pana na krzyżu trwająca trzy godziny jest tym samym, co całe cierpienie Kościoła i w Kościele trwające razem już tyle lat. I choć wciąż nad naszymi głowami rozlega się prowokujące pytanie: „Czy ten, który otworzył oczy niewidomemu nie może sprawić, by ten czy ów człowiek nie umarł, nie cierpiał, nie zginął?” I wciąż wybrzmiewa na nowo odpowiedź Chrystusa. Mówi On: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem”. Każda prawda wiary jest jak cegła wmurowana w budynek naszego życia wiecznego. Natomiast sama wiara jest spoiwem wszystkich cegieł, dlatego Pan Jezu wciąż i do dzisiaj pyta każdego i każdą z nas: „Wierzysz w to?” Zadziwiające jest to, że Pan Jezus pyta pogrążoną w żałobie siostrę wprost nad grobem jej brata o wiarę a nie o samopoczucie ani o to, jak sobie radzi po tej stracie. Pyta: „Czy wierzysz, że ja jestem zmartwychwstaniem i życiem”. Najwyraźniej w takim momencie wiara jest ważniejsza niż nawet najpoważniejsza sprawa ludzka, nawet największy problem, jakim jest śmierć. Śmierć niestety ma to do siebie, że zasklepia człowieka w strachu i żalu. Pytanie o wiarę, które może na pierwszy rzut oka wydawać się nie na miejscu, jednak jest najwłaściwsze. Pozwala odwrócić oczy od lęku przed śmiercią i zasklepienia się we własnej boleści. A ten dobry zwrot jest dopiero początkiem procesu uzdrowienia i zwycięstwa nad śmiercią.

 

Ks. dr Bartłomiej Krzos.