Aktualności - Słowo na niedzielę 22.01.2023

2023-01-21

Słowo na niedzielę 22.01.2023

Kochani

W pierwszym czytaniu z Księgi Proroka Izajasza słyszymy o tym, jak upokorzony niegdyś lud kroczący dotąd w ciemnościach ujrzał wielką światłość. Dzisiaj człowiek nie docenia światła, tak jak doceniał kiedyś. Póki co, mimo różnych oszczędności i wyłączania kosztownych iluminacji, typowe gospodarstwo domowe ma dostęp do światła. Inaczej jest na ogarniętej wojną Ukrainie. Tam ludzie wiedzą, co znaczy chodzić w ciemnościach a i u nas zapewne niektórzy pamiętają jak „wygląda” prawdziwa ciemność. Żeby współczesne pokolenie zrozumiało czym było przyjście Chrystusa, to oprócz obrazu światła w ciemności trzeba by powiedzieć, że było ono szansą. Naród, który był bez nadziei i bez szans, nagle dostał wielką szansę. Bliska obecność Boga jest zawsze szansą dla człowieka.

W czasach Pana Jezusa Naród Wybrany był podzielony. Był to podział na Galileę i Judeę – dwie krainy. Tymczasem tak naprawdę był to podział na dwa typy ludzi. Obydwa typy tamtych ludzi miały na sumieniu grzechy – grzesznikami byli wszyscy. Tylko różne było ich podejście do życia.

Judejczycy byli przeważnie przekonani o tym, że są wyjątkowi. Uważali, że tylko oni starają się walczyć z grzechami i zawsze usprawiedliwiali swoje postępowanie. Oni nigdy nie chcieli źle, a nawet jeśli tak wszyło, to nie była ich wina. Mieli swoją dumę, to prawda, nigdy oficjalnie nie poszli na współpracę z Rzymianami albo z ludźmi Heroda, choć po cichu jedni drugich wspierali odnosząc niemałe korzyści. Ci ludzie mieli też wysokie wymagania. Nie było łatwo zasłużyć na ich szacunek. Człowiek musiałby naprawdę stać się wybitnym i świętym, żeby taki Judejczyk uznał go za wartościowego. Wymagania mieli też w stosunku do religii, musiała spełniać warunki i zaspokajać ich potrzeby. Mieli również wymagania w stosunku do Boga. Oczekiwali znaków z nieba, proroków i Mesjasza, ale już z góry mieli założenie jaki ten Mesjasz musi być, żeby Judejczycy Go uznali i zaakceptowali. Trudno zadowolić Judejczyka, który ma szacunek głównie do samego siebie i kółka, którym się sam otacza.

Z drugiej strony byli Galilejczycy. Byli to ludzie świadomi własnych grzechów. Doskonale wiedzieli, że nie są idealni, ale także rozumieli to, że ideałem nie będzie bliźni. Byli religijni i praktykowali, bo zdawali sobie sprawę, że sama przynależność do Ludu Wybranego ich nie zbawi. Jak powiedział Pan Jezus: „Z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi”. Galilejczycy mieli świadomość tego, że mają daleko do świątyni i Jerozolimy, dlatego chętniej słuchali o Bogu i o wiele życzliwiej przyjęli Pana Jezusa. Ich wymagania były trochę obniżone w stosunku do siebie samych ale i do bliźnich. Ponieważ cały czas mieli przed oczami swoje grzechy byli bardziej pokorni i wiedzieli, że to nie Bóg i wiara mają dostosowywać się do ich wymagań, lecz odwrotnie. Galilejczycy to ci, którzy byli posłuszni kapłanom, choć nie naśladowali uczynków faryzeuszy. Jak zauważył Benedykt XVI, to właśnie Galilejczycy zgotowali Panu Jezusowi uroczyste wejście do Jerozolimy w Niedzielę Palmową, ponieważ to oni szli za Chrystusem.

Obydwa typy ludzi nie były bez wad. Pan Jezus przyszedł jednak do Galilejczyków, to oni dostali szansę, to nad nimi rozbłysło światło. Także dzisiaj są ludzie podobni do Judejczyków. Uważają się za lepszych od innych, nigdy nie widzą problemów w swoich relacjach z Bogiem, są przekonani o własnej dobroci, a jeśli nawet nie, to przynajmniej o uczciwości. Nigdy nie przyznają się do błędów a innych osądzają swoją miarą. Współcześni Judejczycy w odróżnieniu od tamtych z czasów Chrystusa, nie kryją się w cieniu świątyni. Po co mają tam chodzić, skoro Pan Bóg jest wszędzie, pomodlić się można wszędzie, można być dobrym człowiekiem bez kościoła, a do spowiedzi im nie potrzeba, bo dawno sami się rozgrzeszyli i to ze wszystkiego. Jednak nie ci dostają szansę od Chrystusa. Dostają ją ci, którzy mają jeszcze sumienie i wiedzą, że potrzebują Lekarza, bo ich dusze źle się mają.

Podział na Galilejczyków i Judejczyków idzie przez całą historię i przechodzi przez wszystkie narody. Granica ta jest bardzo cienka. Jest jednak pewien znak, po którym możemy odróżnić współczesnego Galilejczyka dostającego szansę od Chrystusa i współczesnego Judejczyka – faryzeusza, do którego Chrystus nie dotrze. Galilejczykiem ma szansę być tylko ten, kto choć raz zapytał sam siebie czy przypadkiem nie jest judejskim faryzeuszem i choć raz szukał u siebie, w swoim życiu i sumieniu tego, co tak łatwo zauważa i potępia u innych.

Same grzechy Galilejczyków, z którymi Chrystus Pan jadał i przebywał nie są tak groźne w skutkach, jak odstępstwo i upór Judejczyków wywołany tym pozornym „zgorszeniem”. Podobnie i dzisiaj, jak napisał kard. Robert Sarah, całe zło, które dzieje się w Kościele nie równa się w zgubnych skutek temu złu, jakie powstaje w duszach ludzi, którzy „zgorszeni”, oburzeni i obrażeni porzucili wiarę i Kościół. Nie bójmy się stanąć w jednym szeregu z grzesznikami, bo tylko naród w ciemnościach może zobaczyć wielką światłość – przychodzącego Boga. Prawdziwe światło prędzej doceni mieszkaniec tak zwanego „ciemnogrodu” niż człowiek zaślepiony własną pychą.

 

Ks. dr Bartłomiej Krzos.